2. Mili ludzie. Kiedyś sama taka byłam - miła. Zawsze i wszędzie; bez własnego zdania, skazana na łaskę i niełaskę tych o silniejszych charakterze - tym razem mnie wykorzystają, czy może jednak się zlitują? Kontakt z ludźmi, dla których głośne wyrażenie swojego niezadowolenia jest czymś abstrakcyjnym, działa na mnie szczególnie negatywnie. Może dlatego że widzę w nich siebie sprzed kilku miesięcy? Pewnie tak, ale jaki widać jestem dowodem na to, że jednak można się zmienić.
3. "Jestem za gruba". Tego szczerze nie znoszę- narzekania znajomych (coraz częściej są to chłopacy (!)) na swój wygląd. Pomijając fakt, że rzadko kiedy jakiekolwiek skargi są uzasadnione, to takie narzekanie strasznie psuje mi humor. Kiedy dziewczyna mówi mi, że jest brzydka, niska i ma grube nogi, to po pierwsze obraża mój gust, a po drugie po prostu zatruwa mi życie i sprawia, że nie mam ochoty z nią więcej rozmawiać.
4. Oranż. Nienawidzę tego koloru. Kropka.
5. Komedie romantyczne. Nawet gdybym chciała, nie potrafiłabym przekonać się do komedii. A co dopiero do tych, które udają, że są "o miłości". Nie dość, że schematyczność kiczowatej fabuły aż kuje w oczy, to płytcy bohaterowie i ich refleksje sprawiają, że od dłuższego czasu nie odważyłam się dobrowolnie sięgnąć po żądną komedię romantyczną. Uwaga na boku: jeśli ktoś zna dobry, inteligentny (!) film z tego gatunku, to bardzo proszę, aby podzielił się ze mną tą wiedzą, bo nadal mam cichą nadzieję, że jednak są w tym przypadku wyjątki.